czwartek, 18 kwietnia 2013

VII. Truth.

Sierra
Usiadłam na ławeczce w parku, w którym po raz pierwszy ujrzałam Louisa. Uczucie którym go obdarzałam, nie było do końca zrozumiałe. Być może to miłość, być może poczucie ochrony wobec niego. Jedno było pewne, nie mogłam go dopuścić.
Rozejrzałam się nie spokojnie i przymknęłam oczy. Różne obrazki z wcześniejszego życia, pojawiały się w mojej głowie, drażniąc mnie i wywołując przygnębienie. Jednak nie poddawałam się, skupiałam się na ważnej rzeczy. Ochronie pola magnetycznego. Po chwili otulił mnie zimny, nie przyjemny wiatr a Cara stanęła obok mnie. Mechanicznie wstałam.
- Sierra, musimy to robić? Przez nich dręczy nas przeszłość. - westchnęła zakładając ręce na piersi. Miała niezaprzeczalnie rację.
- Tak, musimy. Pamiętaj że złożyłyśmy obietnice Jay. - mruknęłam.
- Oh...
Uśmiechnęłam się lekko i poszłyśmy w kierunku domu chłopaków. Reszta już tam powinna być.

Louis
Nie podobało mi się nic, absolutnie. Katherine i Rebekah siedziały na sofie, jak gdyby nigdy nic. Widziałem wściekłość w oczach Zayna i Liama. Mi było wszystko obojętne, chciałem po prostu wiedzieć co z Sierrą.
Chwilę później, Cara i Sierra weszły do dusznego pomieszczenia i zmierzyły nas wzrokami. Szukały czegoś z pewnością. Harry zaciskał pięści a jego policzki płonęły, natura Czarownika. Warknął i usiadł na stołku, nie spuszczając wzroku z całej czwórki. Buchało od niego złością, tak jak od reszty. Tylko Niall, wiecznie zaklęty anioł, siedział na poręczy a iskierki grały jak promyczki w jego niebieskich oczach, przypominających ocean.
- Czas tyka. Biegnie nie przerwanie, skłaniając nas do przyśpieszenia czynności. - mruknęła Cara.
- No co ty, cholera nie powiesz! - żachnął Zayn a ogień w kominku buchnął.
- Słuchajcie, mamy przed sobą przeciwnika. Potężnego, który zaatakował Malika. - zaczęła Sierra, ignorując spojrzenie Zayna. - Saphir nie zawaha się zagrozić wam ponownie.
- Raz mówisz 'mamy', raz 'wam'. To jak w końcu? - spytał Liam unosząc brew.
- Oh, zamknij się żałosny synu Apolla.
- Żałosny? - zaśmiał się nerwowo Payne. - Ja przynajmniej mam się czym chwalić. Mam rodzinę.
- Myślisz że ja nie mam rodziny? Mam. Wywodzą się z niej wiedźmy, spowiednicy, najznakomitsi aniołowie. Nie wybrałam sobie tego życia, to ono wybrało mnie tysiąc lat przed narodzinami. Chcecie znać prawdę? Proszę bardzo. Muszę was chronić, a szczególnie Louisa. Bo... - urwała spoglądając na mnie a potem na wisiorek. Był wściekle niebieski. Ja byłem wściekły. - Jestem z nim powiązana.
Zayn przetarł kciukiem swój nadgarstek. Każdy z nas spojrzał na własne nadgarstki. Leone odsłoniła swój. Zdobiła go poprzeczna, głęboka blizna.
Obudź się ! 
Krzyczał głos w mojej głowie.

____________________________
Wiem, opóźnienie. Przepraszam.
Po prostu praca na tumblrze mnie pochłania.
Kocham was i proszę o komentarze. c:

środa, 10 kwietnia 2013

VI. Azure pendant.

Jedyna wolność to zwycięstwo nad samym sobą.

Skuliłem się na łóżku. Ponownie powracał do mnie koszmar, zwany potocznie snem, oraz obrazy które wzbudzały w najgorszych zakamarkach mojej duszy strach i przerażenie. Przejechałem palcem po szyi oraz policzku, które niezmiernie piekły. Czułem się, jakbym był w zakładzie psychiatrycznym, i w pewnym sensie tak było. Ciarki delikatnie pieściły moje ciało, a mnie ponownie dotknął spazmatyczny ból, który sprawił że zacząłem się wić i krzyczeć. Łzy mieszały się z krwią, która jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki się pojawiała.

Wstałem a moje gołe stopy dotykały zimnej podłogi. Pociągnąłem nosem i skarciłem się za to, że chwilę wcześniej zachowałem się jak zwykłe dziecko. Przebrałem się i mozolnie zszedłem po schodach. Zegarek wskazywał 6.15 i złośliwie tykał, powodując u mnie zdenerwowanie.
Wyjąłem z biblioteczki stary zeszycik, który nosił dumnymi złotymi literami nazwę „Czarna wiedza”. Niekiedy tytuł wywoływał u mnie uśmiech, jednak nie teraz. Usiadłem po turecku na kanapie i zacząłem czytać. W pewnej chwili poczułem na karku mrowienie, które odciągnęło mnie od lektury. Zamknąłem książkę, uprzednio zaznaczając róg strony i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na pozór nic nie było widać, słońce jeszcze nie wstało a lampka zgasła. Jednak po dokładniejszym obejrzeniu pokoju, dostrzegłem znajomą postać w kącie, skuloną, oplatającą się ramionami. Ta tajemnicza dziewczyna. Podszedłem do niej i ukucnąłem naprzeciw. Drżała i była mokra. Przejechałem palcem po jej dłoni, która była zimna jak u niejednego trupa. Jej oczy podniosły się na mnie. Miała podkrążone, czerwone obręcze wokół oczy. Iskierki nadziei niepokojąco tańczyły w jej tęczówkach, a ja mimowolnie westchnąłem. Bez słowa zdjąłem z fotela granatowy, flanelowy koc i przykryłem ją nim. Kropelki wody błyszczały na jej skórze.
- Co się stało? – pierwszy się odezwałem. Przez długą ciszę nic nie mówiła, tylko na mnie patrzyła. Była owieczką, potrzebującą mojej pomocy.
- Ja… Bo… - jąkała się i zaczęła płakać a raczej szlochać. Przysunąłem się do niej, aby nie płakała. Poskutkowało.
- Spokojnie. – wymusiłem uśmiech, chociaż nie miałem na niego najmniejszej ochoty, chociażby dlatego że kompletnie nie wiedziałem kim ona jest do cholery.
- Miałeś rację wtedy w parku. Mam na imię Sierra. – przełknęła powoli ślinę. – Nie wiem jak to wyjaśnić… Kiedy coś tobie się dzieje, wtedy ja jestem mokra. Coś dziwnego, a jednak.
- Ale mi się teraz nic nie stało.
- Jeszcze. Zawsze robię się mokra na kilkanaście minut przed tym jak Tobie coś się dzieje. Początkowo ignorowałam to, uważałam nawet że to moja wina, to co jest tobie. Jednak, to nie ja. – jej słowa zmroziły krew w moich żyłach. Wpatrywała się we mnie tak intensywnie, że z pewnością wypaliła by dziurę w mojej twarzy.
- Okej… A wiesz może kto to robi?
- Nie. Póki jestem w twoim pobliżu, nic wielkiego się nie dzieje.
Pokiwałem głową i przymknąłem oczy, analizując jej słowa. Głowa dziewczyny ciężko opadła na moje ramię, co przywróciło mnie do rzeczywistości. Wziąłem ją na ramiona i zaniosłem do mojego pokoju. Przykryłem ją szczelnie kołdrą i kocami oraz zamknąłem okno, by nie robiło przeciągu. Pobiegłem do pokoju Harrego, Zayna, Nialla i Liama, budząc ich lodowatym mrowieniem, co było jednym z zalet mojej mrocznej egzystencji.
Koniec końców przyszli do mojego pokoju, „podziwiać” dziewczynę. Przebudziła się i od razu, gwałtownie podniosła. Dopiero zauważając mnie uspokoiła się.
- Kim więc jesteś, piękna nieznajomo która nawiedza Louisa? – spytał z uśmiechem na 32 zęby Harry, trącają mnie ramieniem. Wywróciłem oczami.
- Sierra. Łowca. Tyle powinniście wiedzieć o mnie. – mruknęła z dezaprobatą.
- Łowca? Ale oni wyginęli podczas wojny secesyjnej! – zawołał Niall i wyrzucił w górę ręce, jak małe dziecko.
- Jak widzisz nie do końca. – założyła ręce na piersi, a ja spostrzegłem że zrobiła się sucha.
Wstała z łóżka, które zaskrzypiało. Rzuciła lekki uśmiech i podrapała się po głowie. Wyjrzała przez okno, szukając czegoś, a kiedy tego czegoś nie znalazła wróciła do nas wzrokiem. Widząc nasze miny, zaśmiała się melodyjnie, jak Katherine, co przypomniało mi iż przecież rzekomo są rodziną.
- Jesteś z rodziny Petrovy? – zadałem pytanie z uniesioną brwią, a wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił.
- Hm, nie oszukujmy się że tak. Moją babką jest Katherine. – wyjęła spod koszulki łańcuszek z błękitnym, lazurowym wręcz wisiorkiem. – Jest taki jak twoje oczy. – szepnęła patrząc wprost na mnie. Zarumieniłem się.
- Dużo rzeczy ma taki kolor.
- Ten wisiorek jest specjalny, magiczny. Kiedy się urodziłam, dostałam go na miesiąc po narodzinach. – wyminęła nas i zeszła na dół. Powłóczyliśmy się za nią. Po tonie jej głosu mogłem wywnioskować, że coś ją zabolało. Może moja uwaga?
Pstryknęła palcami i zniknęła, jak zjawa. Harry i Niall usiedli głośno na kanapie, Zayn sapnął z niezadowolenia a Liam się zamyślił, po czym wzruszył ramionami. Jak ja uwielbiałem to jego zastanawianie się.
Usiadłem na schodku, które było częstym miejscem mojego przebywania. Zmierzwiłem włosy nerwowo, stało się to moim tikiem. Mój umysł zajęła Sierra oraz jej mroczne, dramatyczne tajemnice.

_________________________________
Dialogi *_*
Ah, jak ja kocham jak się domyślacie o co chodzi. ^^
Do następnego <3

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

V. Stronger heartbeat.


Przez wiele dni i nocy, próbowałem telepatycznie przywołać tę dziewczynę. Bez skutku, chociaż czułem się bardziej energiczny niż zazwyczaj. Za każdym razem, zamykając oczy widziałem Jej twarz. Zayn wrócił do zdrowia. Długo jednak otrząsał się z szoku, jakiego doznał.
Rozległo się potrójne pukanie do drzwi. Wzdrygnąłem się, Liam poszedł otworzyć. Usłyszałem kobiecy głos, po czym do salonu weszła Katherine. Stara przyjaciółka Harrego, a jeśli mam być szczerzy, mieli płomienny romans. Była piękna, ale sprytna, przebiegła i swojego rodzaju zła. Nie lubiłem jej a sam jej ton głos przyprawiał mnie o zawrót głowy. Położyłem dłonie na biodrach i z uniesioną brwią lustrowałem ją. Brązowe, lokowane włosy spięła w wysoki kucyk, pozostawiając rozczochraną grzywkę. Top podkreślał jej krągłości, co działało jak płachta na byka w przypadku Stylesa. Poczułem się dziwnie w jej obecności, wewnętrzny mój głos się przebudził.
- Nie ładnie potraktowałeś moją znajomą, Tomlinson. – warknęła. Od zawsze żeśmy się nie lubili, wręcz nienawidzili.
- Jaką? Wiele ich tu, szczególnie w naszym pobliżu. – odgryzłem się, a Niall wywrócił teatralnie oczyma, przedrzeźniając Katherine.
- Sierrę. Tą co tu była i tak dalej…
- Czekaj, czekaj. – Zayn wstał z kanapy i z łoskotem zwalił wazonik – Co?!
- Pstro. – zaśmiała się. – Sierra pochodzi z mojej rodziny, to ona się wami opiekuje.
- Mogłem się spodziewać… - mruknąłem pod nosem a Kat zmarszczyła brwi.
- W każdym bądź razie, spodziewajcie się naszych wizyt. Niebezpiecznie tu.  – wyszła krokiem ‘modelki’ a ja usiadłem na schodku. Przycisnąłem rękę do miejsca w którym bije serce. W którym powinno bić serce. Oczy zaszły się łzami, a ja ich nie powstrzymywałem. Pozwalałem im płynąć po moim policzku, kreśląc ślady. Pozwalałem chwilowo ulotnić się wspomnieniom, które raniły każdego dnia. Nie tylko mnie. Westchnąłem, a Niall kazał mi gestem dłoni przyjść do salonu. Nie rozumiałem dlaczego, jednak przez czystą ciekawość, poszedłem za nim. Krzyknąłem, widząc w korytarzu opierającą się o framugę Carę i szarpiącym nią Zaynem. Próbowałem łagodnie ich rozdzielić, jednak na marne. Gwizdnąłem a wazon obok nich się zbił. Harry uśmiechnął się szeroko do mnie, a ja z politowaniem pokiwałem głową.
- Cara, Zayn, o co chodzi? - zadał pytanie Liam.
- Ona przyprowadziła tu Katherine i sprowadziła resztę! - warknął Malik. Wyminąłem ich i wyszedłem z domu. Spacery dobrze mi robiły, pozwalały uporządkować myśli, które nieustannie zaprzątały mój umysł. Usiadłem ponownie na ławeczce pod wierzbą, której zielone liście delikatnie muskały moją skórę. Schowałem twarz w dłoniach i cicho westchnąłem. Słońce zachodziło, a jego jasne promienie odbijały się od tafli stawu. Poczułem zimną dłoń na ramieniu, która pogłaskała mnie. Od razu się podniosłem i spotkałem oczy dziewczyny która mnie nawiedzała. Jej kąciki ust powędrowały ku górze, a światło odbijające się dodawało jej nieskazitelnego uroku. Moje serce szybciej zabiło, jednak nie dawałem sobie tego poznać.
- Poznałeś Katherine. - poprawiła kołnierz płaszczyku wiosennego o kolorze brudnej bieli.
- Znam ją od kilku lat. Macie coś wspólnego? Ty jesteś Sierra? - wpatrywałem się intensywnie w jej oczy.
- Ja... Nie. Tak. Nie. - jąkała się, aż wstała i zniknęła, jakby rozpuściła się w mętnym powietrzu.

____________________________
Przepraszam, że krótki. Postaram się aby następny był dłuższy.
Jak się wam podoba ten szablon? 
Mnie baardzo. *,*
I zajrzyjcie do Heroes.
Enjoy. <3

czwartek, 4 kwietnia 2013

IV. Black hatred explosion.


Obudziłem się w nocy, zlany potem. Usiadłem na łóżku, a rękoma zmierzwiłem moje roztrzepane włosy. Westchnąłem a mój wzrok powędrował na księżyc, blado świecący za oknem.
Louis, nie… Nie pozwól na połączenie.
Co te słowa miały oznaczać? Ta dziewczyna była moim stróżem, a może przekleństwem? Wstałem i podszedłem do lustra w łazience. Moje zwykle lazurowe tęczówki, obecnie były szare. Oparłem się o umywalkę i przejechałem palcami po śladach na szyi. Syknąłem z bólu.

* Harry *
Przewróciłem się na kolejny bok, miałem całkowite odczucie zimna. Zimna które mroziło mnie aż do szpiku kości. Jęknąłem w poduszkę. Martwiłem się o Lou, i to bardzo. Zawsze to on nas ratował, wybawiał od najróżniejszych rzeczy. Teraz on sam jest w poważnym niebezpieczeństwie, które wyczuwałem na kilometr. Moją duszą wstrząsały złe przeczucia i niebywałe przygnębienie. Było tak od chwili, kiedy ta zagadkowa dziewczyna pojawiła się w naszym domu. Kilka nocy zarwałem, myśląc nad tym, jaką istotą mogła być. Jednak żadne księgi nie opisują takiej postaci. Była jeszcze jedna opcja, opcja zagłębienia się w czarną magię. Póki co wolałem zostawić to na ostateczność.
Wstałem z łóżka i powlokłem się do biurka, gdzie rozłożyłem pełno kartek z zaklęciami i pentagramami. Na palcach wychyliłem się z pokoju i podszedłem pod drzwi Nialla. Był z nas najczystszy duchowo, najdelikatniejszy. Wyglądał jak anioł, i w rzeczywistości nim był. Dosłownie. Nacisnąłem na klamkę i wsadziłem ciekawską głowę do pokoju. Spał spokojnie, jednak od czasu do czasu przez jego twarz migotała oznaka zmęczenia. Nigdy tak nie było. Wysunąłem się i zajrzałem do pokoju Louisa, jednak nikogo w łóżku nie było. Zamknąłem drzwi i poszedłem w kierunku światła z łazienki. Szatyn przypatrywał się sobie w lustrze z lekkim niepokojem. Uśmiechnąłem się do niego smutno, po czym usiadłem na koszu na brudne pranie.
- Czemu nie śpisz? -  spytał z uniesioną brwią, usiadł na małym krzesełku.
- Myślę o Niej. Jest niezwykłą zagadką, którą ciężko mi rozwikłać. Dodatkowo z Niallerem jest coraz gorzej, jego aura się osłabia. – przyznałem.
- Harry, myślę że się zbytnio przejmujecie.
- Czy ja się przesłyszałem?! – gwałtownie wstałem, powodując spadnięcie kilku rzeczy. – Louis, jesteś w niebezpieczeństwie! Ale to bagatelizujesz. Co ma się stać żebyś uwierzył? – warknąłem a lampka łazienkowa pękła. Energia.
- Nie bagatelizuję tego. – powiedział z nadnaturalnym spokojem, co oznaczało iż jest wściekły. Również wstał. – Uważam że to powinno się rozwinąć. Dajmy działać temu. – wycedził prosto w moją twarz, a mnie otulił przyjemny, miętowy oddech.
- Rób jak uważasz, ale my tego tak nie zostawimy. – rzuciłem na odchodne i wyszedłem z jego pokoju. Wróciłem do siebie, prawie trzaskając drzwiami.
Nie rozumiałem spokoju Tomlinsona. Ktoś ewidentnie chciał go zabić, a on jak gdyby nigdy nic, bagatelizuje to. Pozwala temu działać.

* Louis *
Następnego dnia czułem się okropnie. Nie fizycznie, lecz psychicznie. Uniosłem się niepotrzebnie. Wyszedłem ze swojego pokoju najpóźniej ze wszystkich. Usiadłem przy stole, gdzie wszyscy zajadali się najróżniejszymi rzeczami. Nie mogłem odpędzić się od przeszywającego wzroku Harrego, współczującego Nialla, groźnego Liama i pustki Zayna. Widelcem jeździłem po talerzu, powodując pisk. To zdenerwowało Liama.
- Przestań! – wydarł się a ja rzuciłem w niego widelcem. Stal idealnie przebiła jego lekko opaloną skórę na ramieniu. Zaczęła płynąć szkarłatna krew, jednak rana po chwili się zasklepiła. Wstałem i wyszedłem z domu. Szybko oddychałem, jak rozwścieczony byk.
Swoje kroki na świeżym powietrzu skierowałem w stronę lasu. Przez liście migotało jasne światło pochmurnego słońca. Wzdrygnąłem się, poczułem dreszcze na karku. Stanąłem na ścieżce, chwilę się rozglądając. Czekałem na coś, na cokolwiek. Mój policzek zaczął piec, jednak nie oglądałem się na ból. Patrzyłem na dziewczynę stojącą przede mną. Miała czarny płaszcz z kapturem na głowie, jednak widać było że była zmarznięta. Wpatrywała się we mnie, a ja przygryzłem wargę. Moje niestosowne myśli galopowały po moim umyśle, aż pokręciłem energicznie głową, wywołując lekki, melodyczny śmiech dziewczyny.
- Em… Kim jesteś? – spytałem po chwili ciszy, która wcale nie była niezręczna. – Czy ty nas prześladujesz? – szepnąłem trochę ciszej i spuściłem wzrok.
- Próbuje pomóc. Macie w pobliżu siebie potężnego i groźnego przeciwnika, który nie zawaha się zabić anioła, demona, czarownika czy Spowiednika. Nikogo.
- Pomóc? Ty byłaś u nas? Ty robisz mi to? – wskazałem na policzek i szyję. W jednej sekundzie dziewczyna pojawiła się blisko mnie, naprzeciw.
- Byłam. Musiałam was ostrzec. Słuchaj, nie mam powodów do tego aby ciebie atakować. Wręcz przeciwnie, moim zadaniem i przeznaczeniem jest ciebie chronić, Louis. – powiedziała spokojnie, lecz można było wykryć w jej głosie nutę ironii. Zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Las skąpany został w gęstą mgłę, czym prędzej wybiegłem z niego i pobiegłem do domu.
W korytarzu zastałem pełno krwi, cieknącej śladami w stronę salonu. Na podłodze leżał Zayn, a wokół niego byli chłopacy. Ukląkłem przy nim i złapałem za bladą rękę.
- Kto ci to zrobił?
- Ss… Saphir. – wyszeptał a w mojej krtani pojawiła się gula strachu.

_____________________
Okej, nie ogarniam mojej wyobraźni coraz bardziej. c:
Viper † - mi tam pasują twoje komentarze. ;] Co do opisów, staram się. 
Ah, Massive Thank You !
Kocham Was <3

wtorek, 2 kwietnia 2013

III. Bloody call.

Odwróciłem się instynktownie i uniosłem brew. Stała przede mną dziewczyna o błękitnych oczach i długich, ciemnych włosach. Spoglądała na mnie z uśmiechem.
- Nie znasz mnie. - zauważyłem a ona zmarszczyła brwi.
- Być może. Ale wiem że nie jesteś zły, przynajmniej nie do końca.
- Skąd niby to wiesz?
- Powiedzmy że mam taki wrodzony dar. Niektórzy ludzie mają dar przekonywania, ja mam dar do rozpoznawania ludzi. - wzruszyła ramionami a jej wzrok spoczął na kocie. Momentalnie przyłożyła rękę do boku. Jej jasne oczy powróciły na moją zdezorientowaną twarz.
- Powiedzmy że ci wierzę. - powiedziałem w charakterystyczny sposób, przedrzeźniając nieznajomą. Ostatni raz obdarowała mnie uśmiechem i poszła. Kot pobiegł za nią a ja wstałem z ławki. Chciałem iść za nią, ale powstrzymywało mnie to iż jej nie znałem.
~*~
Niall wędrował wzrokiem po całym moim ciele a ja zaśmiałem się gardłowo. Prychnął i usiadł na obracanym krześle, mówiąc cenzuralne słowa pod nosem.
- Ja nadal uważam że coś w tobie jest. - skrzyżował ręce na piersi.
- Nialler, skończ. - westchnąłem.
- Łączy was jakaś nić. - zawtórował, przytakując sobie głową. Słodki idiota.
- Tak, jasne Horan. - wstałem i nalałem sobie wody do szklanki. Napiłem się, jednak szklankę zabrał mi Zayn, który łapczywie spijał krople wody. Drżały mu ręce, sam wyglądał na przestraszonego. Chwyciłem go za ramię i wyczekująco patrząc, czekałem aż coś mi powie. Unormował oddech i zaczął mówić.
- Louis, miałem wizję. Nie sen ale wizję. Byłeś w jakimś lesie, kilkanaście postaci atakowało ciebie. My byliśmy gdzieś skuci. I ona... przyszła z 'posiłkami' i uratowała ciebie. I nas.
- Zayn, spokojnie. - uspakajałem go, jednak on pokręcił mocno głową.
- Nie! To się niedługo wydarzy, słyszysz? Sny nie muszą się spełniać, ale wizje zawsze się spełniają.
- Zie, przesadzasz.
- Louis, jeśli mnie nie posłuchasz, możesz nie przeżyć! Mówię poważnie. - jego ciemne z natury oczy stały się jeszcze bardziej ciemniejsze.
- Dobra, jeśli cię to uspokoi Malik, nigdzie dzisiaj nie wyjdę. - wywróciłem oczami i poszedłem do swojego pokoju. Trzasnąłem drzwiami i zauważyłem dziewczynę przy oknie. Stała odwrócona do mnie, jednak jej sylwetka idealnie odznaczała się na tle ciemniejącego nieba. Była mokra, i blada. Trzęsła się. Po cichu zacząłem iść w jej stronę.
- Louis, nie... Nie pozwól na połączenie. - wyszeptała i rozpłynęła się w powietrzu. Jak farby dziecięce w świeżej wodzie. Przez dłuższą chwilę rozglądałem się po pokoju, aż wreszcie zdyszany Niall wpadł do pomieszczenia. Przetarł oczy i spojrzał na mnie ze strachem.
- Lou... - mówił z niedowierzaniem.
- Tak, Niall. Coś się stało?
- U nas nie, ale u ciebie tak. - szepnął a ja uniosłem brew. - Co ty masz na szyi i policzku? - pisnął.
Odwróciłem się do lustra. Mój policzek zdobiła głęboka, w poprzek rana a szyja była szczodrze obdarzona krwiakami i małymi ranami od łańcucha.

___________________________________
Długo czekaliście, wiem.
Przepraszam!
Stwierdzam iż jest to jeden z moich własnych ulubionych blogów. c:
No i stwierdzam, iż to opowiadanie jest coraz bardziej skomplikowane. xd
Do następnego <3